niedziela, 31 stycznia 2010

Stasia, Wiera, i inne lalki.

Jakiś czas temu looka wyszła z propozycją pokazania naszych starych zabawek. Pomysł spodobał mi się od razu. Dzisiaj pokazuję Wam trzy lalki. Tak na prawdę to tylko jedna jest moja, ale o tym poniżej.

Najpierw przedstawiam Wam Stasię. Jest najstarsza. Wiadomo dam nie pyta się o wiek, ale sądząc po modzie szacuję ją na ok 70 lat.

Jest to lalka po mojej mamie. Ponieważ była starsza od moich innych lalek, nazwałam ją po babci Stasia.



Ma na sobie jeszcze oryginalną sukienkę i buciki.


Stasia to lalka, która nosi bieliznę (również oryginalną) uszytą z białego płótna. Nie chciałam jej obnażać, więc pokazuję tylko fragment haleczki. Mimo sędziwego wieku, ma ładny dekolt, który śmiało może pokazać.






Następna lalka to Wiera. Nie wiem dlaczego dałam jej takie imię. To już moja lalka. Przyniósł mi ją Mikołaj. Do dziś pamiętam jak wkładał mi ją pod poduszkę. Niestety, Wiera ma zamienioną sukienkę.
Pamiętam, jak przed wyjściem do szkoły ubierałam ją grubo i wystawiałam na balkon. Na czas mojej nieobecności miała bawić się na dworze razem z innymi lalkami. Miałam manię ubierania moich lalek ciepło. Szyłam im ubranka tylko na zimę.



Jedyny jej mankament, to włosy. Nie dało się ich czesać. Może to uratowało ją od fryzjerskich ekspertymentów. Czy nie wygląda jak prototyp współczesnej Tildy?



Na koniec lalka, która nie ma imienia.



To była lalka, która siedziała na kanapie u mojej babci i dlatego nie bawiłam się nią. Kiedyś babcia dała mi ją w prezencie. Siedziała u mnie na półce w sypialni i niestety trochę wyblakła od słońca.




Zachowały się jeszcze dwie gumowe lalki z "prawdziwymi" włosami, które mogłam czesać, malować itp. Są u mamy więc nie mogę ich pokazać.

Pozdrawiam Was serdecznie

Violcio11

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Robię zastrzyki, szlifuję.

Nadal ślęczę nad kredensem. Obecnie odrobaczam go. Jest silnie zaatakowany przez kołatki.



Dzięki fachowym poradom Bestyjeczki wiem co z tymi zwierzakami zrobić.
Bestyjeczko, jeszcze raz Ci serdecznie dziękuję!

W każdą dziurkę wstrzykuję środek przeciwko kołatkom. Jest to bardzo mozolna praca.



Szuflady i inne drobne części wyniosłam na mróz. Kredens jest za wielki i nie da się go wystawić, a szkoda bo obecne temperatury skutecznie zabiłyby wszystkie robale.



Nogi były zbyt mocno zniszczone i trzeba było zrobić nowe. Nie umię się obchodzić z piłą więc poprosiłam znajomego o pomoc.



Przy okazji szlifowania kredensu, oczyściłam drewnianą skrzyneczkę,  żeby za jednym zamachem zrobić brudną robotę.



Farba ładnie zeszła, aż szkoda ją malować :-).



Poza tym jestem całkowicie załamana. Zima chyba nigdy się nie skończy. Ogród całkowicie zasypało.






Na przetrwanie aplikujemy sobie codziennie ekstra porcję witamin. Robię sałatki owocowe.
Poniżej z jabłka, pomarańczy i banana.




Pozdrawiam Was serdecznie.

Violcio11

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Stare kafle i kominek.

Bardzo dawno temu (ponad10 lat) uratowałam stare kafle od zagłady. Burzono dom i rozwalano piece. Nie mogłam na to patrzeć. Z gruzów wyciągałam resztki kafli. Były pokryte warstwą wapna, grubego na prawie centymetr. W środku była stara glina i resztki cegieł. Takie brudne zapakowałam, do samochodu. Wiozłam je ponad 600 km, a samochód uginał się pod ich ciężarem. Nie miałam na nie zastosowania i nie wiedziałam czy je kiedykolwiek wykorzystam (mieszkałam wtedy w mieszkaniu). Mimo tego nie mogłam patrzeć na takie barbarzyństwo i musiałam je uratować.

 Niestety nie zrobiłam im wtedy zdjęcia. Pomyślałam o tym, gdy prawie wszystkie oczyściłam. Wyglądały tak.




Poniżej widać ile gruzów i gliny z nich wydobyłam.




Biorąc je wtedy do domu nie wiedziałam jak wyglądają. Farba i brud zakrywały ich urodę. Dopiero gdy zaczęłam zdzierać wapno zobaczyłam jakie są piękne. Mają seledynowy kolor.
Najtrudniej było oczścić je z tych ostatnich resztek wapna. Musiałam uważać by nie zniszczyć powierzchni. Pracowałam szczoteczką i wodą. Zajęło mi to kilka dni.



Tu już oczyszczone z najgorszego - próbuję je dopasować.




Kafle przeleżały kilka lat w moim mieszkaniu. Dopiero kiedy kupiłam dom mogłam je wykorzystać. Złośliwi uważają, że to dla tych kafli go kupiłam. Pewnie trochę prawdy w tym jest :-)).

Wymyśliłam kominek, który miał wyglądać jak piec. Poniżej widać część konstrukcji. Korona przyklejona jest gliną, żeby w każdym momencie można było ją rozmontować. Drobne uszczerbki usunęłam za pomocą pasty do reperacji zlewów ceramicznych.




Miałam szczęście, bo trafiłam na "kumatego" fachowca, który wiedział o co mi chodzi. Podstawa kominka jest z kafli pochodzących z dolnej części pieca. Niestey nie miałam ich dużo. Są też seledynowe i mają brązowe kropki. Klikając na zdjęcie można je powiększyć.




Kominek już sklejony. Próbujemy jak "działa" :-)).





Potem to już kosmetyka. Dziura z przodu została zasłonięta secesyjną, żeliwną płytą. Kupłam ją kiedyś na pchlim targu bo mi się podobała, nie mając dla niej zastosowania. Oczyszczona z rdzy i pomalowana czekała, aż nadejdzie jej czas.




A to oryginalne drzwiczki - pełnią funkcję dekotracyjną.



Najdłużej czekałam na kratki. Dopiero rok po postawieniu kominka znalazłam na pchlim targu takie jakich szukałam. Pochodzą z XIX wieku. Sprzedawca zdarł ze mnie skórę za nie, ale musiałam je mieć.




A to już gotowy kominek. Ponieważ nie miałm więcej kafli oklejony jest brązowym granitem. Niektórzy pytają się czy to piec. Palimy w nim codziennie.




Inne stare kafle też znalazły zastosowanie w moim domu, ale o tym przy następnej okazji.

Pozdrawiam Was serdecznie.

Violcio11

środa, 13 stycznia 2010

Wieczorne harce.

 W ten sposób zabawialiśmy się dwa dni temu. Wybiegaliśmy boso na śnieg, a w domu zaraz do gorącej wody. Śmiechu, pisków co nie miara. Super zabawa, polecam Wam. Na koniec gorąca kąpiel.



Ja- boso, ale w szaliku :-). Ten przystojny bałwan stoi u nas w ogrodzie. Ulepiły go dzieci brata S.


S. i jego piłkarskie nóżki.



Mamy zamiar dzisiaj powtórzyć zabawę. Hartujemy się :-).

Pozdrawiam Was serdecznie.
Violcio11


Dzisiejsze bieganie się odbyło. Oto najnowsze zdjęcie.



poniedziałek, 11 stycznia 2010

Fyrlok, czyli do czego może służyć czubek choinki. Kredens c.d.

Kiedyś S. opowiadał mi, że u niego w domu po Świętach obcinało się końcówkę choinki i robiło z tego fyrlok. Ja takiej nazwy nie znałam. U mnie mówiło się na to urządzenie kręciołek. Poza tym, nie widziałam wcześniej takiego robionego. Kiedyś, w tajemnicy przede mną, wykonał taki. Dostałam go w prezencie. Ucieszyłam się bardzo. S. wtedy wpadł na pomysł, żeby co roku robić i kolekcjonować roczniki. Niestety do tej pory zrobił tylko ten jeden, za to w piwnicy jest juz mała kolekcja czubków czekająca aż S przejdzie na emeryturę i będzie miał czas.






Oczywiście nie używam go do gotowania, bo mi szkoda. Wisi dla ozdoby. A u Was jak się mówiło na to urządzenie?






Zdzieranie farby z kredensu trwa. Używam do tego wypalarki. Farba się topi i śmierdzi okropnie.





Ponieważ pokazałam Wam ten kredens nie mam już wymówki i muszę nad nim pracować.




Pozdrawiam Was serdecznie.

Violcio11

czwartek, 7 stycznia 2010

Nadejszła wiekopomna chwila.

 Zabrałam się za remont kredensu. Kupiłam go 6 (słownie sześć-dla tych co sądzą, że się pomyliłam) lat temu! Stał i czekał ....


Dla mojego usprawiedliwienia w tym czasie zajęta byłam remontem domu i miałam ważniejsze sprawy na głowie. Od dwóch lat mam więcej czasu, ale jakoś nie miałam natchnienia. Dzisiaj stał się cud. Rozpoczęłam od zdzierania farby przy pomocy wypalarki.

 


Roboty przy nim dużo. Farba ciężko schodzi, dużo śladów po kornikach. Mam nadzieję, że nie zabraknie mi zapału.



Spodobał mi się ze względu na te ceramiczne szufladki.





              Wyprodukował je nie byle kto, tylko sam "Villeroy & Boch".




Takich wieloletnich projektów mam kilka. Do nich należy rama okienna. Przywiozłam ją wiosną 2002 roku! Pochodzi z domu dziadków, który trochę widać tutaj. Z tego względu nawet taka "nie zrobiona" jest dla mnie wielką pamiątką. Chciałabym ją jednak lepiej wyeksponować.



Początkowo nie bardzo wiedziałam co z nią zrobić. Lustra nie chciałam, bo już takie mam.
W ostateczności wyklarowały mi się dwa pomysły. Mam nadzieję, że jeden z nich zrealizuję w najbliższej pięciolatce.




Trochę szczegółów.





Zwlekanie to niestety moja duża wada. Jak już posprzątam "warsztat" to trudno mi się potem do niego zabrać. W ten sposób maluję już dwa miesiące dwie małe skrzyneczki.




Pozdrawiam Was serdecznie.

Violcio11

środa, 6 stycznia 2010

Od Alexy i nie tylko.

W grudniu Alexa organizowała losowanie upominków. Miałam szczęście. Zostałam wylosowana! Wygrałam przepiękne druciaki. Są świetnie wykonane i w rzeczywistości prezentują się o wiele lepiej niż na zdjęciu. Ucieszyłam sie bardzo bo podziwiam wyroby Alexy, a tu niepodziewanie zostałam ich posiadaczką. Od razu wiedziałam gdzie je powieszę.



Wiszą na drzwiach na taras. Ciągle się na nie patrzę i cieszę się. Alexo, dziękuję!!!


Do tego dołączona była piękna kartka w stylu Alexy z życzeniami.




Również od Alexy (jeszcze przed Świętami) dostałam wyróżnienie. Ucieszyłam się bardzo z tej niespodzianki. Alexo jeszcze raz wielkie dzięki!!!


Tym razem chcę je przekazać trochę "innym" blogom i tym, które niedawno odkryłam

ali jej blog jest dyskretny i cichy- mało słów, dużo pięknych zdjęć
Piotrowi Sztukowskiemu- za za odwagę i kreatywną budowę
damurek -ten blog odkryłam kilka dni temu jest wesoły i pisany z lekką ironią
jolad -zdębiałam, gdy zobaczyłam jej sylwestrową sukienkę zrobioną na szydełku w przeciągu 14 dni
Imoen odkryłam niedawno- blog młodej prefekcyjnej pani domu




Na koniec trochę o mężczyznach.

Zgodnie z "przepisami" (ordnung mus zajn) choinka i dekoracje świąteczne są u mnie do Święta Trzech Króli.

Zaczęłam więc sprzątanie. S. na mój widok:

"Co robisz?" zawołał.

"Jak to co? Sprzątam dekoracje." odpowiedziałam.

S. zaskoczony: " Tak wcześnie?"

Ja na to: "Przecież jest Trzech Króli. Zawsze w tym dniu rozbieram choinkę i chowam dekoracje".

"Nie rób tego. Zostaw je jeszcze kilka dni. Jest taka ładna atmosfera w domu." poprosił z błagalną miną.

Dyplomatycznie nie przypomniałam mu  jego  reakcji, gdy miesiąc temu dekorowałam dom.

"Dobrze, ale tylko do weekendu" zgodziłam się łaskawie.

I kto zrozumie tu mężczyzn?




Pozdrawiam Was serdecznie.
Violcio11